diagnoza






zostałam trafnie zdiagnozowana przez schulza. utknęłam jedną nogą w dzieciństwie. nosem w sklepie cynamonowym, myślami przy ojcu karakonie. zwinięta w śmieszny kłębek leżę w śniegu i jem orzechy prosto z krzaka. za tramwajami na przedmieścia jeżdżą ze mną dorożki z magicznymi końmi. wysiadam w pośniegowe błoto i później długo, one i ja, liczymy zapalone światła w nocnych oknach czteropiętrowców. na piątym czeka matka aż ktoś powróci z wichury za próg. pod śniegiem na karłowatych przedblokowych trawnikach kiełkują już plany przyszłych sierpniowych chwastów, w których słychać czasem upał. zima i lato nie różnią się od siebie. bywają białe jak wapno, suche i irytujące jak talk na języku. to ja, tłuja. przechodzisz obok. próbujesz właśnie znaleźć odpowiednio dziwne słowa, by mnie opisać.

Comments

Post a Comment