zielone jojo







nie masz pojęcia jaki hałas robi zima, gdy rozmarza wśród blokowisk i spada tysiącem kropel w dół balkonów. dałam się przyłapać tej kakofonii z okiem nieśpiącym od 5 godzin, badającym teksturę sufitu. chciałabym wyjść naprzeciw całej tej wodzie w jak najdłuższym swetrze, nasiąknąć przełomem i już dłużej się nie wahać. być brzemienną w wiosnę. puścić zmęczoną skórę z nurtem rzeki jak marzannę.
nie jest tak łatwo wierzyć ci na słowo. szukam znaków, potwierdzających każdą samogłoskę, w którą układają ci się usta. znaczone na biało drzewa zawsze miały dla mnie po jednym oku bez względu na tłumaczenia uwzględniające skład chemiczny wapna. badam więc ten kwiecień jak pilny uczeń doktora Tulpa-zanurzam palec w pulchnej ziemi i drażnię korzenie czekając, aż trawa ukłoni się w wymuszonym skurczu. przez nakrapianą szybę tramwaju, w którym pierwszy raz od dawna nie marznie mi czubek nosa, patrzę na chłopca z zielonym jojo. chociaż jeszcze nic nie czuję pod skórą, chociaż chowam przezroczyste końcówki włosów w ciepłym kokonie, 

wiem, że przyszła.




Comments