dachy wieżowców






istnieje muzyka do słuchania w pokoju nad światem, na dachu wieżowca, kiedy dzień budzi się lub kiedy zasypia. mrużysz oczy a wokół tańczą obłąkane latarnie, ale jest w tym spokój, bo tak ma być, tak ułożono, zanim postawiłaś pierwszy krok. światła samochodów rozciągają się jak guma na długiej migawce zamyślenia. jest zimny lipcowy poranek, ale wzięłaś ze sobą mój za duży polar. gdzieś tam pierwsze promienie światła łapią książki równo ustawione na regale. później odkryjesz, że ich grzbiety są zabawnie wyblakłe od słońca. mamy w domu trzy zegary i bardzo trudno jest im dojść do porozumienia.

nie wiesz o sobie wielu rzeczy, które ja przechowuję pod leśną ściółką. pachną runem i zakamarkami moich tajemnic, moich kłamstw. schowane przed dzikimi zwierzętami i dociekaniem twoich oczu czekają aż wytnę las do ostatniego skarlałego pnia. pójdziemy wtedy na spacer po ściernisku tych wszystkich wyostrzonych przez czas słów. pokaleczysz stopy i odejdziesz znacząc ślad stąd donikąd. 

Comments