duszność





uszyłam ci patchwork z pól na martwe ciało. ukręciłam liny z perzu dla sinych miejsc zaplanowanych na ciasne węzły. wsypałam ci pod powieki kolce bodiaku na wieczne niespanie. nabrałam wróbli z kałuży na poduszkę pod głowę. 
to jeszcze nie lato i już nie wiosna, czas, dla którego nie zaplanowano systemowej nazwy. porzeczki i jagody jemy wciąż dopiero gdy się rozmrożą. ogórki nasiąknęły wodą po ulewach i nikt nie wie, czy przetrwają taki nadmiar. przyciągam sobie nad głowę burzę za burzą. pozaczepiane na luźnych sznurach rzadko stawiają opór. wczoraj siedziałyśmy w kuchni jak w oku cyklonu i tylko międzychmurowe wyładowania dawały znać o tym, że nie istnieje między nami spokój. 

duszność nie może minąć.
nie mam już odwagi by biegać po kałużach.
nie mam już odwagi, żeby wynajmować dla ciebie ten szeroki i przestronny kąt serca.
po każdej z burz na twarzy zostaje cienka błona z kurzu i potu.

Comments