księga rodzaju



współczesne ewy pod skarlałymi do mrzonki drzewami poznania dobrego i złego. na skwerach, placach, w ciemnych parkach, gdzie tylko jedna latarnia, podlana przez psa, niema, lub zajęta. przemykają zaznaczone kształtem dekoltu w serek, zamaszysty "check" na formularzu o uwagę. po połowie jabłka w tych dwóch mijanych bramach, dla dłoni lub oczu, które o 21:43 zawsze chętnie przyjmą ten dar, bez względu na ciśnienie, układ gwiazd i opad powyżej skali. w kuszeniu już nie takie jak dawniej, ze skórą drążoną kornikami czasu. ale to ścieżki, którymi można chadzać tylko przed lustrem i w ukryciu. opuszek wskazującego palca jak na komendę przesuwa się zaprogramowanym, struchlałym ruchem. czasem dozwolona jest łza, może nawet kilka, wszystko zależy od pojemności tego dywanika z frędzlami, co je będzie zbierał, te łzy, bo kto inny, jak nie dywanik? koleiny zmarszczek. jakby połowa jabłka ujawniała się dzień w dzień zbyt ostrym zębom z coraz mniej soczystym dźwiękiem kruszonego owocu. przegryzane na pół i przeżuwane zbyt długo lub połykane na prędce. oddające z siebie zbyt wiele tym, co żrą tylko z łakomstwa. te ewy to się kurwa nigdy nie nauczą.

Comments

  1. uwielbiam Cię czytać
    masz taką lekkość jakiej nigdy nie spotkałem

    ReplyDelete
  2. Tak, po Owocach Je poznacie, tych jedzonych i tych którymi obrodziły
    :)

    ReplyDelete

Post a Comment