ćwiartki jabłka


w ciepłe letnie dni, kiedy akurat żadna z nas nie miała widoków na opuszczenie dusznego miasta, siadałyśmy na balkonie i 11 piętro było nam jak piedestał świata. nogi w kolorowych skarpetkach z donaldem dyndały poza prętami. dzisiaj mieszczę między nimi jedynie stopę. nikt nie przynosi nam talerzyków z jabłkami pokrojonymi w idealne ćwiartki a czas nie jest już tylko i wyłącznie czteroliterowym wyrazem wtłaczanym niezdarnie między 3 zeszytowe linie. życie zrobiło nam do niego filozoficzne przypisy.

miasto nie zasypia równomiernie. najpierw jedna powieka, potem druga, przez jakiś czas otwarta jeszcze szeroko i łypiąca. tuwimowski księżyc z poczytaj mi mamo gapił się w ten sam sposób. no więc co z mitem o spoglądaniu w identyczne niebo? niepokoi mnie, że nie wiem w jakie niebo patrzysz. moje jest przykurzone od upału.

maanam i dym. falowanie i spadanie. 
"siedzimy ramię przy ramieniu. słów mniej, za to więcej nocy."

Comments