Nie mam słów jak piękne są te zdjęcia. Nasz leśniczy mówi - nie robię zdjęć, żeby całe przeżycie i pamięć o nim pozostawić w głowie. Wilgotne światło, kobiecość.
Ja nie ufam swojej głowie. Ona zapomina, modyfikuje, moderuje, edytuje, supereguje i uje muje. Dlatego bardzo chcę pisać i fotografować. (oczywiście niestety muszę używać głowy, ale już nie jest jedyną widzącą) I zdumiewać się, że wyszło co innego.
i dzikie węże! ja też się buntuję. i ktoś mógłby powiedzieć: skoro głowa coś wyrzuca, może rzeczywiście jest to nieistotne? wtedy ja, ze swoim upodobaniem do (pozornej) nieistotności rzeczy/spraw/wydarzeń/obrazów, łapię się za tę redukującą głowę z przerażenia nad utratą skarbów. i jeśli nie zdążę zapisać/zarejestrować jest tak, jakby ktoś wywalił mi pudełko z biletami, pocztówkami i kapslami od piwa ozdobionymi niebieską gwiazdką. gromadzone szpargały to też "co innego" niż momenty, z których pochodzą, ale z tym można się chyba pogodzić. godzę się. z dwojga złego, i tak dalej.
tych zdjęć prawie nie zrobiłam. prawie nie wyszłam w deszcz. cieszę się, że są. zawdzięczam je cudzej decyzyjności :)
Najpiękniejsze zdjęcia zostają w głowie. Zerkam na kawałki papieru, bądź obrazu zapisane na dysku i czuję niedosyt, to nie tak wyglądało, nie tak to odbierałam. I wielki, wielki ból, że nie można wyrazić tego, co zostaje w głowie, nie można się tym podzielić, zostaje to tylko dla nas...
tropię tę granicę między "chce mi się jeszcze" a "nie umiem już inaczej". widzę, że czasem brakuje mi tego radosnego chcenia. uciekam wtedy w słowa, pozwalając oczom odpocząć.
Na twoich zdjęciach nie tylko istnieje wilgotne światło, ale i światło wilgotne, pachnące glonami. Kurzem w końcu przylepiony do chodnika a nie unoszący się w powietrzu.
dowiedziałam się, że moje też lubią. dzisiaj deszcz mnie omijał i na głowie mam smutek. a z obrazami mam tak samo-zamieniają się z czasem w kolorowy pył, migają pojedynczym błyskiem w oko, są jak bardzo zmęczony patchwork.
Modlisz się, żebym zgrzeszyła albo odeszła z pękiem chusteczek, gałęzi, folią transferową do czekolady. Porzuciła cierpkie uwagi, wstęgi wieńców, atak deszczu, chwila i nie będzie widać zarysu pleców wspominanych zmarłych. Kwiaty. Odgłos spadających ziaren.
samotny widelec bardzo mnie ujął. myślę, że mu niedobrze bez noża. widelec ma to do siebie, że musi nakłuwać, ale bez noża to licho będzie, bo podpory brak. do dupy z takim widelcem bez noża.
cholera, znów te dychotomie! nie ma przed nimi ucieczki i masz rację-do dupy z takim widelcem. tak jak do dupy z brakiem innych podpór.
[urzekający komentarz. rozbawił mnie najpierw, potem rozczulił a na końcu wytworzył jakieś takie dziwne połączenie oparte na przekonaniu, że podobnie patrzę/myślę]
Ile magii, ile ciężkiej wilgoci, która wyzwala!
ReplyDeletewszystko się zgadza, i wilgoć i to, że wcale nie przytłacza. tego dnia odetchnęłam wszystkimi powietrzami świata.
DeleteNie mam słów jak piękne są te zdjęcia.
ReplyDeleteNasz leśniczy mówi - nie robię zdjęć, żeby całe przeżycie i pamięć o nim pozostawić w głowie.
Wilgotne światło, kobiecość.
Ja nie ufam swojej głowie. Ona zapomina, modyfikuje, moderuje, edytuje, supereguje i uje muje.
DeleteDlatego bardzo chcę pisać i fotografować. (oczywiście niestety muszę używać głowy, ale już nie jest jedyną widzącą)
I zdumiewać się, że wyszło co innego.
i dzikie węże! ja też się buntuję. i ktoś mógłby powiedzieć: skoro głowa coś wyrzuca, może rzeczywiście jest to nieistotne? wtedy ja, ze swoim upodobaniem do (pozornej) nieistotności rzeczy/spraw/wydarzeń/obrazów, łapię się za tę redukującą głowę z przerażenia nad utratą skarbów. i jeśli nie zdążę zapisać/zarejestrować jest tak, jakby ktoś wywalił mi pudełko z biletami, pocztówkami i kapslami od piwa ozdobionymi niebieską gwiazdką. gromadzone szpargały to też "co innego" niż momenty, z których pochodzą, ale z tym można się chyba pogodzić. godzę się. z dwojga złego, i tak dalej.
Deletetych zdjęć prawie nie zrobiłam. prawie nie wyszłam w deszcz. cieszę się, że są. zawdzięczam je cudzej decyzyjności :)
Najpiękniejsze zdjęcia zostają w głowie. Zerkam na kawałki papieru, bądź obrazu zapisane na dysku i czuję niedosyt, to nie tak wyglądało, nie tak to odbierałam. I wielki, wielki ból, że nie można wyrazić tego, co zostaje w głowie, nie można się tym podzielić, zostaje to tylko dla nas...
ReplyDeletemam zupełnie odwrotnie. czuję syt. ale na krótko :)
Deletemnie się często nie chce robić zdjęcia - bo tak jak mówi leśniczy Magdy...
ReplyDeletea Twoje zdjęcia niesamowicie wypełnione wilgocią.
tropię tę granicę między "chce mi się jeszcze" a "nie umiem już inaczej". widzę, że czasem brakuje mi tego radosnego chcenia. uciekam wtedy w słowa, pozwalając oczom odpocząć.
DeleteNa twoich zdjęciach nie tylko istnieje wilgotne światło, ale i światło wilgotne, pachnące glonami. Kurzem w końcu przylepiony do chodnika a nie unoszący się w powietrzu.
ReplyDeleteależ się wwąchałaś w mój spacer! dokładam zapach mokrej kurtki i odżywki do włosów, która zawsze przypomina o sobie na deszczu :)
Deleteumiem pamiętać bez zdjęć przeżycia, zapachy, dotyk... obrazy, twarze modyfikuję, zapominam, sama nie wiem dlaczego tak jest...
ReplyDeleteps moje włosy lubią deszcz
dowiedziałam się, że moje też lubią. dzisiaj deszcz mnie omijał i na głowie mam smutek. a z obrazami mam tak samo-zamieniają się z czasem w kolorowy pył, migają pojedynczym błyskiem w oko, są jak bardzo zmęczony patchwork.
DeletePodzielam z Tobą te pytania... :*
ReplyDeleteodpowiadasz jakoś? :)
Deleteistnieje wilgotne światło.
ReplyDeletedziś już to wiem
serdeczności Peri. powróć - czasem
nie wiem czy usiedzę, ale jestem
Deleteatak deszczu, chwila, w której nie widać zarysu pleców
ReplyDeletezapamiętam to zdanie. nie powtarza niczego. brzmi jak pierwsze zdanie o deszczu i wszystko wyjaśnia, choć nie wiem jak to możliwe.
Deleteczasami tak jest i już
Deleteno i powstała cała fraza, dziękuję za inspirację
DeleteModlisz się, żebym zgrzeszyła albo odeszła
z pękiem chusteczek, gałęzi, folią transferową do czekolady. Porzuciła cierpkie uwagi,
wstęgi wieńców, atak deszczu, chwila i nie będzie widać zarysu pleców
wspominanych zmarłych. Kwiaty.
Odgłos spadających ziaren.
Zakalce lubię i ja, ale tylko te, które można spokojnie schrupać :). A żwawiej, żwawiej :)
ReplyDeleteZdjęcie z kamieniem upiększonym czerwienią zostanie w mojej pamięci - jest symbolem mojego wszystkiego i niczego!
czerwień mnie trochę ukradła fotograficznie ostatnio, chociaż wcześniej nie bardzo się lubiłyśmy :)
DeleteZdjęcia są magiczne.
ReplyDeleteniemagiczny widelec i powszedni wąż cieszą się z takiej nobilitacji :)
DeleteTen czarny ptak śpiewał dla tego, kto będzie chciał go słuchać. Nie każdy zauważy, nie każdy się zatrzyma :)
ReplyDeletespłoszyłam go słuchaniem.
DeleteTen czarny ptak to był kos. <3 Kocham Twoje focie. W jakiś podskórny sposób się ze sobą wiążą. A ta pierwsza jest bardzo. Najbardziej.
ReplyDeletetak sobie właśnie pomyślałam, kosie <3 kocham, że kochasz! :<
Deletesamotny widelec bardzo mnie ujął. myślę, że mu niedobrze bez noża. widelec ma to do siebie, że musi nakłuwać, ale bez noża to licho będzie, bo podpory brak. do dupy z takim widelcem bez noża.
ReplyDeletecholera, znów te dychotomie! nie ma przed nimi ucieczki i masz rację-do dupy z takim widelcem. tak jak do dupy z brakiem innych podpór.
Delete[urzekający komentarz. rozbawił mnie najpierw, potem rozczulił a na końcu wytworzył jakieś takie dziwne połączenie oparte na przekonaniu, że podobnie patrzę/myślę]