kran
nie wiem, po prostu ostatnio
coś trzeszczało w kranie. tak, mówię poważnie.
akurat siedziałam w wannie. z uchem przy emalii,
zgięta i mokra jak młody gołąb od pierwszego w życiu
kwaśnego deszczu. to było, wiesz,
takie klikanie,
coś jak dźwięk z przegiętego w tył, lekko zaciśniętego gardła.
albo jak szklane kulki na chodnik, tylko kilka razy.
sekwencje szklanych kulek na chodnik.
rozmawialiśmy, ja i kran.
moje narzecze brzmiało jasno i nago, pełne było jednak
fonetycznych pułapek w postaci zrogowaciałego naskórka.
kran mówił ciemnym językiem a w przełyku
plątały mu się włosy,
których nigdy nie będzie w stanie połknąć.
ojej, biedny kran. taki zatkany. na dobre.
ReplyDeletetrzeba głaskać po kolanku
DeleteCiekawa ta rozmowa, szczególnie w Twoich słowach :)
ReplyDeleteprowadzimy takie codziennie, ja i kran. dzisiaj miał trochę lepszy humor, lubi ciężkie od deszczu dni i bankowo ma to po mnie.
Deleteciemno
ReplyDeleteswojsko
nieruchomo
coś tyka
blednie
w pierwszym zarysie
jak sam czas
bez wyjścia
miron b.
jeśli to czas ukrył się w kranie, sprytnie pomyślał, bo tam bym go nie szukała...
DeleteJa sobie pozwolę dodać Ciebie, pozwolę sobie, żeby kiedyś prześledzić wszystko.
ReplyDeletePozdrawiam cieplutko i życzę dużo uśmiechu.