co się kryje w słowie MOJE

„Mnie to ciągle gryzło, że ja nigdzie nie jestem tu u siebie ― mówi Pan E ― że, wiesz, idę przez miasto i nie mam żadnych wspomnień, nic się do mnie nie przykleja. Wracałem tu, zjadałem mielonego u mamy, wychodziłem na osiedle i odżywałem. Jak były akurat jakieś świeta, to spotykałem kumpli ze szkolnej ławy. Obserwowałem ich z daleka, szli z zakupami i mieli uśmiechnięte pyski. Wyobraź sobie, całe osiedle uśmiechnietych kolesi tylko dlatego, że wrócili w rodzinne rewiry. W końcu wpadłem na pomysł, że nie ma sensu jechać gdzieś tam, że trzeba po prostu zostać w Zamościu. (...)

Bo to jest idealne miejsce do życia, miasto w ludzkiej skali, dobre do bycia z innymi ― mówi Pan E. ― Do ludzi tu bliżej. Nie w sensie fizycznym, choć to też, całe miasto przejdziesz na piechotę. Ale tu jest też bliżej do drugiego człowieka ― przez to wszyscy są jakoś bardziej z sobą. (...)

Mnie tu może wiele rzeczy wkurwiać ― dodaje Pan F ― ale to wszystko przestaje się liczyć, gdy sobie pomyślę, że to jest jedyne miejsce na ziemi, na którym uczciwie mogę napisać cztery proste litery: MOJE.ˮ
 
 

wypowiedź członków zamojskiej grupy Stforky,
Miasto Archipelag, Filip Springer

znam takich, którzy twierdzą, że w przywiązaniu do miasta jest jakaś straszna małość, śmieszność i lamerskość. przychodzę więc z ważnym cytatem.

Comments

  1. bardzo jestem przywiązana do mojej warszawki :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. a lubisz ją w tym zdrobnieniu?
      ja kiedyś od kogoś usłyszałam o "Łodziuni" i było to sympatyczne bardzo, ale mimo wszystko nierozpowszechnione :3

      Delete
  2. Nie, takie zdrobnienie niesie dodatkowe, nie zawsze dobre skojarzenia. Powiedziałabym pewnie "Warszawcia".

    ReplyDelete

Post a Comment