płaszczka

jestem dziewczynką z płaszczką i chodzę po dachach
jej ogon jest cienki, czarny jak zakładka,
mokry, gdy go pocierać. pachnie środkiem jabłka,
a gdy uderza w okna tych najwyższych pięter,
myli się go z gołębiem, z trzaskaniem okiennic,
z tą kroplą, co otwiera deszcz lub z owadzim pędem:
wszystko da się objaśnić jakimś mikrobłędem,
errorem, szybszym tętnem, co daje obrazy
i trzeba z nimi iść pod wodę, jak najgłębiej
szukać miejsc, które są bezludne i ciemne.
tam szelest owadów obrasta głuchym echem,
nikt już nie szepcze imion i wszystko jest pierwsze,
swetry nieprzechodzone, skóra różowa a węgiel,
nada się jeszcze na opał. zabierz mnie tam na ferie,
przedłużane wieczorem o kolejny dzień, miesiąc,
o rok. nikt się nie spostrzeże jeśli nas nie będzie
na śniadaniu, w autobusie, w ciele, no więc prędzej:
zniszcz powietrzne pęcherze, możemy tu zostać,
dotykać brzuchów ryb, nocować w dennym mule,
na lądzie nie umiałam z tobą mówić o śmierci,
a tutaj wszystko rozumiem.

Comments