skocznia Magdy


Z Magdą Szozdą spotkałam się na skoczni, która trzeszczała od wiatru, tak, jak łańcuchowa z mojego dzieciństwa. Magda była moją definicją dwóch słów połączonych w jedno: łagodności i mądrości. Czuję, że musiała być kimś ważnym dla całego świata. 
I wiem już, jak to będzie, a wiem to pierwszy raz: umieranie nie będzie straszne. Znajdą się powody, by iść tam, gdzie trzeba kiedyś pójść. Powody-ludzie, którzy zniknęli zbyt nagle i zbyt dziwnie, żeby się już nigdy z nimi nie spotkać.
Gdzieś na pewno stoją metalowe, nieczynne konstrukcje, na które będzie można się wspiąć pod nieobecność dozorców. Siedzieć i majtać nogami. Pęcznieć od ciepłego wiatru. Tam przypadnie nam kolejne spotkanie, jestem tego pewna.
Jak to dobrze, że mogłyśmy się znać: ja jej jezioro, ona mój las.
Do zobaczenia, Magdo.

Comments