pierwszy wiersz, w którym boję się naprawdę

ile zwierząt! - krzyczy dziewczynka w pociągu i całkiem możliwe,
że to jestem ja, kładę sobie na ciało miekki ruch
nieostrożnych o tej porze żurawi, zady saren
białe i miękkie jak zagłówki. co pięć minut
pies otrzepuje się z szumu, słychać plask uszu
o żylastą szyję - dożył swoich lat. czy ktoś kiedyś
powie to o nas? liżę twój włos,
który urwał się wczoraj: jeden, drugi, pięć - liczę,
że pójdzie gardłem, że wyrzygam strach lub może
pozwolę się miło łaskotać od środka, zwiedzać się
cienkiej nitce z twoim DNA i powiemy sobie,
że to pewien rodzaj zbliżenia. terapeuta wiedziałby,
co z tym zrobić, ale nie chodzimy do żadnego,
jemy mięso i dym, pozwalamy sobie
budować domy, płodzić dzieci a one
dostają najwyższe noty na start. zobacz,
wszystko zbudowane jest z gąbek, które się pocą
i schną. możemy po tym chodzić, pachnieć tak,
jak pachnieli uciekający ludzie, podawać sobie
na łyżkach własną ślinę prosto do ust, żyć,
na miękkiej stronie gąbek formować sobie
ciała w embriony, aż się uleżą, aż zasną
nieprzerywanym do rana snem

Comments