piknik z widokiem na wojnę


może będę dziewczynką, co syczy na ludzi,
w kieszeni ma sznurek: to jest wąż, a to
wiosna w kwaśnym przekwicie - zaczęte ogórki
z wybrzuszonym wieczkiem. grajmy, łap rakietkę,
przybyło tu w nocy akacjowych lotek
małych, jak koniec rożka. ktoś schodzi,
by otworzyć piwnice na oścież a w kącie
biały wentylator zbiera chłód. będzie chłodził
jeszcze bardziej, jakoś tak cmentarnie, że co krok,
to dzwon w kościele, kryształ o kryształ, głos,
w którym drgają pyłki topoli lub włosy
powklejane do zeszytu w linie. chodź,
wynajmijmy pokój, w którym trzyma się latem
butelki z różowym kompotem. w stronę okna
będziemy słać delegacje, zresztą możesz nawet
nazwać mi dobę od nowa, narysowywać na ciele
pojebane rzeczy: współrzędne kiosków
i nieczynne numery ― jeszcze bez kierunków ―
lub imiona lalek, wyliczanki, reklamy,
słowa matki, że znów kurwa wróciłam nad ranem:
co chcesz, byle tylko nie brakło nam fajek.
niedopałki wrzucimy do dziury we włazie,
ale dokąd prowadzi ten właz? przecież każdy
samolot w tym kraju, jeśli buczy, to musi
nieść bombę w kształcie czopka. spokojnie,
rozłożymy piknik z widokiem na wojnę.
jeśli przyjdzie nam uciekać tak, jak stoimy,
będę dźwigać pod pachą pękatą karafkę
z zapasem kompotu na trzy dni

Comments

  1. Przeczytałam jak zwykle dwa razy, dałam sobie chwilę na namysł i... nie mogę wyrzucić z głowy "Autoportretu Witkacego". Nucę cały czas, chyba prze tą Twoją wojnę i Witkacego/Kaczmarskiego "zagłady świata się boję, wiec dla poprawy nastroju, wrzeszczę jak dziecko w ciemnym zamknięte pokoju".

    P.S. Wróciłamnad ranem woła o spację. Chyba ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. nie bez powodu ten wynajęty pokój trafił do wiersza, w lęku chyba ucieka się w zamknięte. braku światła się jednak nie tykam, przepuszczam słońce przez kompot i gapię się w różowe smugi. cały buczący jak bombowiec spadek tego kraju zdaje się mniej obciążający, gdy się myśli o różu. albo to tylko błyskotka słońca na murze z dziurkami po kulach. tyle poważnego, czy to już refleksje staruchy?

      peesy mi uświadamiają, jakim jestem niedbaluchem. wstyd trochę, za to ty masz drugą zasługę i kolejny medal za uważne czytanie!

      Delete
    2. Jakiej staruchy? ;) Uświadomiłaś mi coś. Twoje teksty wywołują we mnie takie dziwne ambiwalentne uczucia, smutek, melancholię, niepokój, ale też coś zupełnie przeciwnego. Z natury jestem pesymistką wiecznie w depresyjnym nastroju, ale w tym co u Ciebie znajduję jest afirmacja i piękno i jakoś mnie to... buduje. Wewnętrznie. Trochę bredzę, bo nie umiem tego wyrazić. Po prostu lubię tu zaglądać, dobrze mi to robi na "duszę".

      Co do literówek i korekt - zawsze do usług. Czepiam się, ale zawsze życzliwie :)

      Delete
    3. znam to uczucie, o którym piszesz! i najsilniej je mam, gdy czytam Stachurę. ciągłe obijanie się między niepokojem, strachem i afirmacją, bo przecież piękne to wszystko, chociaż czasem dziadowskie (babowskie?!)- może ktoś już to jakoś nazwał? :)
      przypomniałaś mi rozkminy na temat postaw wobec życia, tej szklanki do połowy pełnej lub pustej (tudzież refleksji, że trzeba będzie pozmywać!)-nigdy nie potrafiłam się opowiedzieć i w sumie dalej nie umiem tego zrobić. mój stan to chyba: ok, jestem tu, ruszam kończynami, mam piegi na ramionach, boję się majowych chrząszczy i niech mi się dzieje, co dziać się musi-wszystko wezmę jak swoje

      Delete

Post a Comment