ciuchy z miasta


po co komu ta ryba ułożona w piachu,
by przespała kilka nocy i ten biały kartonik
bez nazwiska w domofonie? są mikstury,
po których nie pachniesz, idziesz między drzewa
jakbyś był ze swoich. kradniesz z lasu i z dna jezior
wiedzę o tym, gdzie rosną rydze, gdzie jest gęsto
od tłustych linów, ale znacznie za późno: dziadek
już dawno nie notuje na marginesach gazet
dni, w których przyrasta księżyca więc wieziesz
worek ciuchów z miasta. twoja siostra
zgubi w nich dłonie i grube kolana, a nocą
pójdzie się witać z dzikami z letnich miotów
niosąc zbite jabłko jak fant tuż przy sercu

Comments

  1. W pierwszej chwili przeczytałam "Duchy z miasta". Głodnemu chleb na myśli ;) Przeczytałam i tak sobie pomyślałam, że jesteś osobą, która chłonie wszystko, co widzi, każdy ten drobiazg, i którą wszystko inspiruje. Zazdroszczę Ci tego. Miałam około miesiąc temu taką "przygodę", podczas rowerowej wycieczki znalazłam za wyludnioną wioską parę długich gumiaków, woderów. Od razu w mojej głowie zaczęły się kłębić dziwne obrazy, historie o znikającym człowieku, ale nie umiem przelewać takich impresji na papier. Jestem pewna, że Ty stworzyłabyś z tego niesamowitą historię :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. ostatnio mam taki czas, że gumiaki, nawet te, z których przecież mógł kiedyś wyparować człowiek, są dla mnie tylko gumiakami. listopad pełen pragmatyzmu i bezsłowia, ale słowa ponoć trzeba cierpliwie wyczekać (wychodzić, wyleżeć, wypatrzeć). więc czekam (chodzę, leżę, patrzę)

      Delete

Post a Comment