letnisko


to nie dom całoroczny, ale kto powiedział,
że zdążymy się o tym przekonać? jeszcze górka,
ślad po lodowcu, i się wyłoni: słońce już pewnie
podpala nam firanki. kopiesz jabłko i myślisz,
co zrobić z tym psem, który mieszkał w łopianach
i wybrał nas, choć nie mamy jedzenia. w miasteczku
stygną puste kombajny, parują plecy mężczyzn
po brzegi wypełnionych ciszą. teraz tylko
nie patrzeć im w oczy, iść na pamięć, liczyć
kroki stawiane na schodach z betonowych płyt.
tu dla takich jak my lodziarka szuka wafla
nadgryzionego przez mysz. dom już blisko,
już wiedzą, gdzie nas szukać. bądź pewien,
że przyjdą bez chleba, z solą

Comments

  1. Niezmiennie jestem pod wrażeniem: w słowach - lub pomiędzy - klimat, co się zowie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zwłaszcza pomiędzy. Doceniam te wizyty i rozglądanie się w słowach :)

      Delete
  2. Świetne, szczególnie druga połowa. W pierwszej wrażenie psują wersy: "i myślisz,
    co zrobić z tym psem, który mieszkał w łopianach
    i wybrał nas, choć nie mamy jedzenia". To słabsze miejsce, czuję w tym jakiś banał połączony z wulgarnością, nie pasujące do klimatu wiersza.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję! Ja z kolei właśnie to miejsce w wierszu pomyślałam jako jedno z ulubionych, słabe fragmenty znajdując gdzieś indziej. Być może dlatego, że banał (czasem w połączeniu z wulgarnością) są mojemu pisaniu bliskie. Lubię pisać banałem i prawdopodobnie nigdy nie zobaczę w nim czegoś, co mogłoby stać w opozycji do wartości wiersza. Tym bardziej, że parujące plecy mężczyzn, jabłko kopane poboczem, wredna lodziarka od mysiego wafla i zaczepne pytanie z drugiego wersu również nie próbują wspinać się na wyżyny (ani nawet na górki!) stylu, tematu czy formy. Z mojej perspektywy jest tu więc banalnie i (powiedzmy) wulgarnie-choć wolę "zaczepność" na określenie tego wrażenia-ale jest to stan wplatany w wiersz konsekwentnie, wers po wersie.

      Delete

Post a Comment