doula


ta farba jest na włosy, ale jest na coś jeszcze:
na ten moment, w którym będę szła do ciebie,
szukając takich tropów w alejkach,
których nikt nie przeniósł w inne miejsce;
to jest gra na jedną osobę i brak mapy,
na węszenie żywym nosem woni straty

(na jak wiele się odważysz, pisząc do czatbotki
i czy kopnąłbyś robo-psa,
by ocenić jego możliwości?)

farbę rozrobimy w tej fajansowej misce,
z której brzuszka chemia zjadła już szkliwienie
i gdzieś się podziejemy, gdy nasz dom odjedzie
razem z tą miseczką na lawecie,
drogą powiatową, w kondukcie wielu lawet,
do miasta w uncanny valley

(proszę pani, na koloniach jednej nocy
umarły nam wszystkie tamagotchi:
jaka doula tu pomoże, by wydać na świat nowe,
gdy do urodzenia są jeszcze lęki bez nazw,
gdy właściwie chcemy rodzić tylko strach?)

Comments

  1. Dawno mnie tu nie było, dawno mnie nie było w ogóle; tutaj, jak widzę, jak zawsze - gładko.

    Nie kopnąłbym tego psa. Ostatnie wersy zapamiętam szczególnie, wielce gładkie. Ta doula, no pięknie.

    (Nadużywam ostatnimi czasy tego słowa, ale jako wielce gładkie mnie się jawi).

    ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też bym nie kopnęła. Naoglądałam się któregoś dnia kopiących, zacisnęło mi to gardło i chciałam ocalić tego psa jakoś po swojemu, bo nie ma dla mnie różnicy w źródle gestu-bez względu na to, jaki pies (mechaniczny robotycznie czy organicznie) jest jego ofiarą.
      Można więc powiedzieć, że byłam w tym wierszu doulą swojego wstydu za ludzkość.
      Fajnie, że zajrzałeś :)

      Delete

Post a Comment