makieta



na osiedlu czas płynie gdy się patrzy na wierzbę,
poza nią nie ma ludzi, dni, rysunków kredą,
styropian nie udaje nasion topoli, a te
nie kleją się do warg jak cukrowa wata.
na górkę-ślimaka wchodzi się dość szybko:
złagodniała i przerosłam ją o głowę;
to prawie niemożliwe, by zedrzeć tu kolana,
bo wszystko jest łagodne: asfalt, liście babki
pasujące krojem do największych ran,
piach układa się w łachy podobne poduszkom,
ostra trawa ucieka po łuku przed skórą.
matki zwisają z okien, wciąż o krok przed nami,
mają tylko słabsze głosy, bledsze twarze;
nikt nam nie da gwarancji, że to wszystko naprawdę,
naprawdę jest mrużenie oczu, uchylanie warg
od zajączka puszczanego z linii balkonów
oknem otwieranym na skwar

Comments