poemat o tykaniu zegarów





zwykle łatwiej było mi zasypiać na prawym krańcu siebie, wpatrzonej w nieświęty obrazek ulicy. wszechświat pokoju nie zawsze układa się w kształty bez kantów i solidnych haków. oddycham bólem w łokciach. bezsenność. psy w bezpańskości zdychają już od pieśni. jeszcze chwila i poderżną sobie gardła o nitkę świtu. może jutro wypluję świadomość razem z pastą do zębów. dzisiaj szyjesz mi w kącie z grubej i gryzącej włóczki, naciągnięty jak skóra na zmysły, poemat o tykaniu zegarów.

Comments

Post a Comment