ja i królik bez butów
Wieje. Wiatr owiewa bryłę domu, która wyrosła niespodziewanie między śladem po malwie, a niczym. Śpię tu na podłodze i wszystko w pokoju jest wyższe, niż pozioma ja. Przez balkonowe okno widzę drugą siebie: idę w stronę lasu, mam na sobie czarny płaszcz, niosę kartkę papieru na samolocik. Nie boję się, bo drzewo w kształcie potwora wycięto sto lat temu. Jestem jednak bardzo mała i mam różowy nos, jakbym urodziła się na kartach jakiejś ładnej książki dla dzieci. Obok mnie idzie królik bez butów. Jego uszy majtają na wietrze jak dwa końce szalika. Mamy w tej okolicy jakieś wspólne sprawy, ale przez mgłę jeszcze nie objawiły się nam w całości. Na pieńku, tuż przed przed ścianą lasu, poczekamy, aż zacznie się dzień, jedząc kanapki z żółtym serem. Życie wyda nam się na chwilę proste i piękne.
"Wieje. Wiatr owiewa bryłę domu" - ja zawsze czuję się wtedy jak panna z wrzosowisk albo wiktoriańskiego domu... :) Zawsze mam poczucie, że wokół mnie jest pustka, pola, łąki, a nad kominem przelatują czarownice na miotłach szykujące się na sabat. Bo w taki wiatr wszyscy śmiertelnicy chowają się w domach pod kocami, raczą się herbatą, grzeją ręce i psioczą na tę "cholerną pogodę" - a one mogą być swobodne, nie muszą się kryć, rozpuszczają włosy i dają się ponieść...
ReplyDeleteUwielbiam kanapki z żółtym serem.
<3
nigdy nie wyobraziłam sobie czarownic, ale znam ten obraz, mam go w głowie i pod skórą. jestem w nim jakimś małym zwierzątkiem siedzącym pośrodku pokoju, zakutanym w kolor granatowy i w ciepło mieszane z przeczuciem wiatru, który jest tuż tuż
Delete