południe


prawie nie znam tego miasta. na południu mapy
leżą parki o obcych nazwach, skwery ze ścieżkami
nieskojarzonymi z żadnym strupem. stare samochody
zapadają się tam w asfalt rozpuszczany latem. ich opony
łaskocze dzika trawka, którą ktoś zerwie dla kota
by się ładnie odkłaczał. są boiska, krzywe kosze
łowiące piłkę słońca w brudne sito. gną się latarnie 
pod naporem nocnej bryły, która powinna nieść chłód,
ale ktoś ją rozciął nożem, by do brzegów dziury 
przyłożyć suche usta w mokrych chlebowych okruszkach 
i dmuchać do środka kwaśnym ciepłem. na przekór 
temu, że nie znasz tubylców wrzucę cię kiedyś
w sam środek południa, gdzie słońce grzeje tak, 
jakby ktoś ustawił mu na drodze szereg szyb i lupę.
jeśli nie dotrzemy tam jutro, to może na wiosnę:
nie wysiądziemy do pracy, podrzucimy ludziom
nasze kukły uszyte ze szmatek i szynki, podobne 
do nieostrych zdjęć z drogi. nie znam tego miasta 
już dawno przestałam wystawać z makiety,
nie buduję mu domów, nie obsadzam klombów, nie kocham
się z nikim na parkowych ławkach i może to jest powód 
by wreszcie coś zrobić dla świata, by cię wziąć
za rękę i nieco za szybko pociągnąć w dół po schodach
ku wiecznie niedomkniętym drzwiom klatki

Comments

Post a Comment