notes do burz


zapachową gumką w kolorze zdrowych błon
pocieram nadgarstki. matka już zwietrzyła
prawie pusty flakon a mój chłopak przecież
woli ciała pachnące czymś czystym, czymś łatwym,
nie tak psim, jak ślina i krew. wygrał Lech,
liczymy radiowozy, kasztanowce są dziś
cięższe o trójkątne kwiatostany — dlaczego
nie udało nam się ich przyłapać? przecież wzrok
masz ostatnio czujny, poznajesz zapachy
proszku, kaffiru i mokrych ręczników. prawie
nigdy się nie mylisz, ale w tej jednej chwili
wątpisz czy to popiół na głowę, czy szykować sobie
skruchę jak bilon, lecz jedyne co ma miejsce,
to trzepanie dywaników, starych bluz z kapturem
zrywanych nagle z krzeseł w obawie przed chłodem.
sobotnie sprzątanie nie pójdzie tak łatwo
jak w Mango, nie usunie warstw, nie zbawi
twojej matki, ale mimo wszystko tańcz,
kiedy inni tańczą. i ty dziewczynko z kaskiem
różowym jak zdrowa błona — jedź ile sił w nogach.
jest prawie tak jak marzyłaś, prawie
cię nie widać i nic nie wskazuje na to,
że na krzyżówce wpadniesz pod audi a szczególnie
nie wskazują na to twoje białe ochraniacze
z hello kitty i strony z dziennika burz
ponumerowane na kolejny miesiąc. grzmoty:
liczne. czas trwania: już trzy godziny
i wciąż się wzmaga. zmokną nam na pewno
kartony wielkości domów, w których zwykle
siedzimy po to, by się dotykać, a wtedy
trzeba będzie szukać nowych miejsc: kurników,
dziupli, piwnic z sierściatymi konikami
o pustych oczach z guzików. na razie jednak jedź,
ulica jest pusta i pachnie budyniem
a pierwsi gapie od wypadków wrócą tutaj pewnie
dopiero za trzy dni.

Comments