watolina


jeden błysk świetlówki: to wystarczy,
żeby zacząć przewidywać jakiś koniec, koniec.
kolonie jemioły, aorty dzikich bloków,
w których jak na zawołanie ktoś zapalił światło,
by wabić nas mlecznymi luksferami klatek.
nawarstwiają się pociągi, plącze brudna włóczka,
między drzewem a drzewem stoi krzyż z plastiku
i plastikowy wazon z przeciętej wpół butelki.
teraz napij się ze źródła przetrzymanej wody,
z zapomnianych ulew, które w końcu przyszły
spóźnione o długie miesiące. wszystkie nasze śmieci
poupychane w dziurach jak dzwina watolina
dla wiecznie niedogrzanych miejsc, w końcu spuchną:
będą łasić się do nóg, pokazywać brzuszki,
a potem przejmować mieszkania, wiązać psy
do drzew, które uschną od poprzecznej wrzyny
ze smyczą wtopioną w żywicę.

Comments