let's live in abandoned backyards

Być może jest to miasto, do którego musisz się przedrzeć. Wjazd odbywa się pasmem zasieków uformowanych z chaosu przydomowych podwórek: z opon, które wyglądają jak skuleni, tłumnie siedzący tu ludzie; z luźnych drutów, które do niczego już nie posłużą; z plastikowych bujaków w kształcie zwierząt; z wyblakłych od słońca zjeżdżalni; ze zbutwiałych altanek, w których nikt nie siada nawet latem; z resztek psich bud. Nikogo więc nie dziwi ten mężczyzna, który stoi na pustym przejeździe z cegłą w dłoni, a każdy mięsień jego ciała jest zamiarem rzutu. On mierzy w nasze okno w tak naturalny sposób, że nikt nie protestuje, nawet my, nawet w chwili, w której otrzymujemy cios, a na podłogę przedziału sypią się bryłki szkła. Jest to prawie dźwięk upadających, szklanych kulek z pasmem koloru w środku, ale nie oszukujemy się, że to właśnie one. Że będzie można usiąść na podłodze i się bawić, przesypując coś obłego z dłoni do dłoni. 

Comments