precle

to już ta godzina, że nie złapiemy nawet
ostatniego tramwaju do zajezdni. idziemy
schodami w dół. może któryś ze sklepów
w przejściu podziemnym na rogu dwóch ważnych ulic
wciąż jeszcze sprzedaje precle, wilgotne od dnia,
skurczone od nocy. kupiłabym ci tego jasnego
z resztką sezamu, bo wiem, że często śnisz
o ziarnach, łuskach, że wyobrażasz sobie
jak kiełkują z nich ciemne nocne pędy,
a każdy ma po jednym okrągłym
i białym owocu na gałęzi. milczymy,
a nad głowami dudnią nam wagony i myślę przez chwilę,
że coś przeoczyłyśmy w rozkładach, rozchodach,
lecz gdy rozpinam płaszcz by sięgnać
po mapę tego dziwnego miasta
w kieszeni na piersi znajduję tylko
dwie pestki brzoskwini. szybko obliczasz,
że poza miłością przypadło nam w udziale
osiemnaście miligramów cyjanku

Comments