serca z czarnego pumeksu



















nim weszłam w czas, gdy człowiek kupuje sobie przestrzeń,
leki na lęki, fajki i bilety bez ulg,
jeździłam z nim po Polsce. akurat zakwitł rzepak,
gdy wracaliśmy z wioski rozsianej pod wiatrakiem,
który w nocy buczał jak trzmiel. bardzo długo
czekałam, aż sprzeda ludziom wspaniałe przedmioty,
odkurzacze lub superchłonne szmaty i był to czas,
w którym niczego się nie spodziewałam, co najwyżej
tego, że nigdy nie będzie jeździł lepiej,
że morelowe słońce oślepi go zajączkiem
puszczanym przez wiejskie dzieci, które liczą na głos
auta w jednym kolorze. na kogo wypadnie, na tego
nieznośnie zimny kwiecień, radiowe przeboje,
i podparty cieniem wzrok kościelnych bab
nieufnych wobec nas, bo auta z obcych stron
jak dotąd nie przywiozły nic dobrego. po dziś dzień
nikt we wiosce nie wie czym nakarmić mężczyzn
o czarnych jak pumeks i miastowych sercach.

Comments