Andrespol


krótsza trasa kończy się w pyle, przy rurach –
nie dojeżdżamy do wiosek obiecanych
w starych rozkładach. przy piątku chłopaki
mają tłuste włosy maskowane żelem
i meszek brudu na karkach. tuż za miastem
wreszcie ten zimny wrzesień, białe kartki
z numerami domów spociły się w koszulkach,
a grzyby zwabiły mężczyzn z foliówkami,
których teraz mijamy w milczeniu, klucząc
w pajęczynce terenów prywatnych. druga strefa
ma droższe bilety, ale nie ma dróg wyjścia,
tylko tory, przez które coś każe nam iść:
badać miejsca po ogniskach i wloty butelek
odjętych od ust przed niecałą godziną.
tu raczej nic nie dziwi, może tylko ta taksówka,
którą ktoś przyjechał na skraj lasu, by płakać
i ten chłopiec, który jasną karnacją zwabił ćmę,
a rwąc skrzydełka głosił, że to koniec lata


Comments