bielinki




trochę nieporadnie wsiadasz na ten za duży rower i uśmiechasz się jedną stroną ust do swoich uroczych prób. to ja otwieram furtkę przez którą przejazd był zawsze emocjonującą loterią. kiedyś obie hodowałyśmy z tego samego powodu i na tym samym kolanie kolorowe siniaki, rozrastające się śmiesznie w nieprzemierzone państwa, miasta, doliny, kotliny-widziane z lotu ptaka w odpowiednich porach roku. dookoła pachnie polnymi chwastami i zamkniętym w podkowie lasu upalnym powietrzem. patrzę na ciebie, zamykasz lekkomyślnie oczy na parę chwil i wjeżdżasz w ruchliwą chmarę białych motyli zawieszoną w cieniu lip. odwracasz się do mnie w uśmiechu i twoja głowa cała jest słońcem, twoje włosy prześwietlone na wylot uciekają ku niebu jak promienie. i prawie popadam w święte skojarzenia, w maryjne motywy, ale moja głowa nawet teraz nie przestaje się chylić myślami w stronę śmierci. przypominam sobie bielinki latające w chmurze śmiertelnego zapachu, nad parą jednych białych, bezwładnych skrzydeł poruszaną już tylko podmuchami bezczelnego wiatru.

Comments