raczki albo lala

w linii numer 80 rzadko czuć kadzidłem. chłonna zakonnica
przemieszcza się z punktu A do chyba B wioząc ze sobą
kawał ciasta i „Takie jest życie” do poczytania w przerwie
między jednym a drugim przyjściem jezusa, na nielegalu,
który znam bo nigdy nie było mi wolnodotykać rumianej lali leśniczego, przygłupiej z twarzy, ale pięknej (zawsze
patrzyła w bok). do dziś nie wiem czy to był kurwa
alabaster, czy może Lucyna, nazywana prukwą
czekała, aż wykluje się z niej jeszcze calineczka
za mała, by ją gnieść piersią, ale od razu ubrana
w szorty, czapeczkę i szelki, gotowa do zdjęć. niech no tylko wyjdzie
przez ucho lub oczodół to nie będzie trzeba
psuć tak ładnej zabawki. mamy razem jedno wspólne zdjęcie, siedzimy
przy kaflowym piecu, jemy raczki przesypane do kryształu, to wszystko
dzieje się w pokoju, w którym ciocia Helenka gromadzi harlequiny
i wtedy już wiem
czemu lala zezuje (ulala) w stronę regału, skąd ten rumieniec
i nietykalność (być może raz ruszona moją lepką ręką
nigdy nie wyszłaby z drgań?) to wszystko mi się przyda
na argument, który przedstawię matce zatroskanej moim pędem
ku książkom o psach, ale póki co
mamy tu dla siebie porę, w której nikt nie przyjdzie patrzeć:
żaden listonosz, żaden Rusek kradnący czereśnie. umawiamy się z lalą,
że o getrach z pluszu powie: poplamione obiadem i błotem,
że właśnie z tego powodu
znaczą sobą drogę z fotela do łóżka, lekko tylko zmąconego
małym rozgrzanym ciałem bez zagłębień i fałd

Comments