w stronę rzeki
jak daleko posunie się topnienie,
czy ocaleją bryły miast: punktowce, szkoły, posągi,
szczególnie te wykute z najbielszych kamieni
może to bez znaczenia, wszystko z czasem szarzeje:
śnieg z wierzchu i z brzegu ulic, suknie ślubne na strychach,
zęby, papier i skóra poprzecierana na łokciach,
oddech jak rybi pęcherz wypluty pod łapy kotom
któregoś dnia znajdziemy słowa zebrane w pęczek
i przewiązane niedbale rozdwajającym się sznurkiem:
"już tylko tak i już zawsze tyle", słabnący puls na przegubach
ostatnia odwilż przyjdzie od stóp, powiedzie nas w stronę rzeki
impressive text !
ReplyDeletenice to read that.
DeleteUdostępniłam - musiałam :)
ReplyDeletedawno mnie tu nie było. i nadal nie ma. to chyba właśnie z niedoboru muszenia.
Deletew odwilż śpimy niespokojnie
ReplyDeleteteraz oglądam się przez ramię na styczeń i myślę sobie, że odwilż to jednak pikuś.
Deleteoddaję część siebie Twojej poezji
ReplyDeletezaopiekujemy się tą częścią troskliwie, ja i słowa.
Delete"wszystko z czasem szarzeje"...
ReplyDeleteano, że ta powiem lakonicznie.
bo co można zrobić innego oprócz tego, że przytaknąć. ano właśnie.
Delete